wstecz                                                                                                                  dalej
 


Stan mojego zdrowia był tak zły, że musiałem pójść do szpitala. Pomimo pobytu w szpitalu stan mój stal się pogarszał. Brane leki nie pomagały. Zaczęło się wszystko od nowa. Biegunki z krwią były tak częste, że cały czas spędzałem w toalecie. Mocno wymiotowałem. Ciało moje pokryło się wielkimi wrzodami szczególnie piersi i plecy. Niektóre wrzody same pękały, inne były nakłuwane. Wypływała z nich wielka ilość ropy. Później już nie miałem sił aby chodzić. Załatwiałem się do basenu. Nie miałem sił żeby jeść. Brałem sulfasalazynę otrzymałem krew i kroplówki. Irenka rano pracowała w szkole a popołudniu opiekowała się małą Anią. Rano Anią opiekowała się moja mama. Wcześniej uczęszczaliśmy do Oazy Rodzin i tam poznaliśmy księdza Józefa. W tym czasie ksiądz Józef przychodził do szpitala z wizytą do chorych. Codziennie odwiedzał również mnie. Pomagał mi się załatwić, mył mnie a później mnie karmił. Specjalnie zostawał do obiadu, aby pomóc mi w jedzeniu. Tak było przez cały czas do poprawy mojego stany zdrowia.

W tym czasie leżałem na chirurgii, na której pracowała doktor Maria Nowak. Ona również opiekowała się mną jak tylko mogła. Pomimo że była chirurgiem starała się mnie doprowadzić do takiego stanu, aby nie operować. I chyba się udało. Stan mojego zdrowia ulegał poprawie. Po wielu tygodniach mogłem wyjść do domu.

Czułem się jeszcze słabo, ale pomimo tego wraz z księdzem Józefem pojechaliśmy do Łodzi, do ojców Bonifratrów. Przywiozłem z Łodzi mnóstwo toreb papierowych z lekami ziołowymi i natychmiast rozpocząłem kurację ziołową plus sulfasalazyna. Powoli przybywałem na wadze objawy choroby stawały się coraz mniejsze. Zaczynałem się czuć coraz lepiej. Tym razem na zwolnieniu lekarskim przebywałem prawie rok. Cały czas piłem ziółka, brałem sulfasalazynę i trzymałem dietę.

Tym razem przerwa w chorobie trwała prawie siedem lat. W tym czasie razem z Irenką podjęliśmy studia. Przez kilka lat ja jeździłem do Zielonej Góry, a Irenka do Szczecina. Było prawie idealnie. Ja i moja rodzina żyliśmy w końcu normalnie. Będąc na czwartym roku studiów choroba dała ponownie znać o sobie i to bardzo ostro. Zwiększyłem dawki leków zaostrzyłem dietę, piłem ziółka, ale jak zwykle, choroba jak rozpoczęta reakcja jądrowa nie chciała się zatrzymać. Przeciągałem jak najdłużej, chciałem skończyć studia, ale już dłużej nie mogłem.

POBYT W SZPITALU W SZCZECINIE

Wylądowałem najpierw w szpitalu w Dębnie. Stan mojego zdrowia był zły, a opieka w szpitalu jeszcze gorsza. Leżałem bezczynnie kilka dni i nic kompletnie nie robiono. Brałem swoje leki. Diety nie miałem. Nie dostałem w tym czasie nawet jednej kroplówki. Czekano nie wiem na co. A może na coś. Irenka postanowiła zabrać mnie do innego szpitala. Wcześniej poznałem Czesława, który również chorował podobnie jak ja na tę samą chorobę. Spotykaliśmy się często bo pracował obok naszej szkoły w Hufcu Pracy. Mieliśmy wspólny temat. Często rozmawialiśmy o naszej wspólnej chorobie. On był już po dwóch operacjach i miał wycięte fragmenty jelita grubego. W dalszym ciągu chorował, operacje nic nie dały. Czesiu namawiał mnie na wizytę u lekarza ze Szczecina u którego się leczył i był u niego w szpitalu. Był nim profesor Marlicz gastrolog i szef kliniki gastrologicznej PAM na ulicy Unia Lubelska.

Dałem się namówić, ale stan mojego zdrowia był tak zły, że nie byłem wstanie sam do niego pojechać. Czesiu zaproponował, że weźmie wolny dzień i mnie zawiezie do Szczecina. Miałem problemy z siedzeniem dlatego na tylnym siedzeniu samochodu Irenka zrobiła mi legowisko z poduszek założyłem pieluchę i pojechaliśmy do profesora Marlicza. Wizyta u niego trwało krótko. Skierował mnie natychmiast do szpitala, który znajdował się niedaleko. Czesiu w raz z Irenką odwiózł mnie do szpitala.

Zostałem tam przyjęty i zawieziony na oddział. Na oddziale natychmiast zjawił się lekarz. Cały czas rozmawiał ze mną pytał o wszystko, co dotyczyło choroby a w międzyczasie pielęgniarka podłączała mi kroplówkę, chciano podać tlen. Lekarz prawie był ze mną cały wieczór i dużo rozmawiał. Na sali której leżałem wszyscy byli mocno chorzy. Nie było osób któreby pomagały nawzajem sobie. Wszyscy byliśmy zdani na pielęgniarki, a dbanie o pacjentów było na najwyższym poziomie. Praktycznie w sali była zawsze jakaś pielęgniarka, a jeżeli nie było to wezwana zjawiała się natychmiast. Na drugi dzień przygotowano mnie do kolonoskopii i zrobiono mi wszystkie badania, czułem się fatalnie, ale widziałem że mam najlepszą opiekę o której kiedyś mogłem sobie tylko pomarzyć.
Po wykonaniu kolonoskopii potwierdzono diagnozę, colitis ulcerosa stan bardzo ciężki. Rozpoczęło się leczenie. Otrzymywałem bardzo duże ilości kroplówek, później wyciąg z fasoli sojowej do żylnie, sulfasalazin, encorton, zastrzyki żelaza i późniejszym czasie azathioprinę®. Pomimo fachowej opieki i intensywnego leczenia mijały tygodnie a stan mojego zdrowia nie poprawiał się. Załatwiałem się ciągle, co półgodziny i częściej. Właściwie nie opuszczałem ubikacji. Było mi bardzo trudno dojść o później wrócić z niej. Nie spałem prawie miesiąc czasu, jedynie w krótkich chwilach między jednym a drugi załatwianiem się. Później zakładałem pieluchę i dzięki niej mogłem przespać się trochę dłużej. Jak przegapiłem odpowiedni moment to miałem pełne ręce roboty. Nigdy nie było problemu panie pielęgniarki natychmiast zmieniały mi pościel i piżamę. Myć zawsze starałem się sam. Schudłem 25 kilogramów. Jedzenie które jadłem wydalałem całkowicie nie strawione i nie miało zapachu stolca, ale zapach jedzenia. Wykonywano mi ciągłe badania. Na oddziale chorób skóry PAM, pobrano mi wycinek skóry z wrzodem. Później wykonano mi kilka zdjęć wrzodów.

W międzyczasie miałem robione kontrolne kolonoskopie, które niezbyt dobrze rokowały. Choroba ani na krok nie chciała ustąpić, chociaż czułem się lepiej i wszystko wokół siebie robiłem sam. W międzyczasie zmarły dwie osoby z sali co nie nastrajało pozytywnie do życia. Były też chwile śmieszne szczególnie gdy ktoś się zerżnął w gacie, nikt nie dramatyzował. Czy też jak pobierano mi krew w kibelku siedząc na tronie w prawej ręce papier toaletowy w lewej kroplówka na stojaku z kółkami, a na przeciw pani pobierająca z mojej ręki krew. Tak leciał dzień za dniem i czekałem na poprawę mojego zdrowia.

Postanowiono wykonać mi kolonoskopię całego jelita grubego. Przygotowanie trwało trzy dni. W tym czasie piłem tylko gorzką herbatę. Colonoskop wprowadzono mi na pełną długość jelita grubego. Całość badania oglądałem na monitorze. Widziałem mocno różową śluzówkę o różnych odcieniach, przebarwieniach pokrytą mocnymi przekrwawieniami i niewielkimi polipami. Polipy ponoć powstały w miejscach owrzodzeń. Nie widziałem wrzodów takich które pojawiają się na skórze. Badanie było bardzo nieprzyjemne i trochę bolesne, ale szło wytrzymać. Najgorszy był początek i przejścia w częściach zaokrąglonych jelita. Widząc obraz wewnętrzny na monitorze, pielęgniarka która wprowadzała kolonoskop mogła sterować ruchem końca kolonoskopu po przez uciskanie jamy brzusznej. Lekarze głównie oglądali obraz w obiektywie kolonoskopu. Stan całego jelita grubego ponoć był bardzo zły. Na drugi dzień profesor Marlicz podjął decyzję, należy poddać się operacji usunięcia całego jelita grubego. Na prośbę Irenki profesor obiecał kontynuować jeszcze leczenie. W drugim miesiącu leczenia coś zaczęło się zmieniać. W międzyczasie mój kolega przywiózł mi zioła od księży Bonifratrów po które osobiście pojechał i w tym samym dniu mi przywiózł, a ze Szczecina do Łodzi jest nie blisko. Stolec zaczął się lekko formować a później zmniejszyła się ilość krwi.

POPRAWA

Wiedziałem, że jest to moment zwrotny w mojej chorobie i tak rzeczywiście się stało. Przeniesiony zostałem na salę gdzie już byli mniej chorzy pacjenci. Dwóch z nich chorowało też na colitis ulcerosa. I co ciekawe. Każdy z nich palił papierosy przez całe życie, a od pewnego momentu przestali i zaczęli chorować na colitis ulcerosa. Z jednym nawet się zaprzyjaźniłem. Pan Ryszard mieszkał niedaleko Dębna. Każdy z nich był na chodzie. Mnie do nich również zaliczono. Byłem bardzo zadowolony i czekałem cierpliwie na konkretną poprawę mojego zdrowia. Zacząłem chodzić po szpitalu. Dużym wysiłkiem było wejście na schody, ale twardo ćwiczyłem co dzień.

(Ciąg dalszy na stronie 4)

 
   
Copyright © 2009 Alfred Borysewicz